Sunday 12 November 2023

Horror Story! „Nie zrobiłam, nie dokończyłam”

 Co roku o tej porze, przypomina mi się tekst, który napisałam w 2020 lub 2021 roku... Co roku o tej porze miewam podobnie.... Co roku o tej porze mówię sobie za rok będzie inaczej... I jest ciut lepiej! Pracuję nad tym, co roku, nie tylko o tej porze

 Przyznam Wam, że dawno nie miałam tak napiętego początku roku akademickiego.

W moim uniwersytecie na wiosnę w wyniku ataku hackerskiego utraciłam zawartości swoich kursów e-learningowych. A to oznacza, że trzeba tworzyć od nowa, prawie od zero. Tylko powiem, że stworzenie jednej godzinie dydaktycznej (45min) takiego kursu zajmuję mi między półtorej a trzech godzin. Jeden kurs ma tych godzin dydaktycznych 30, to już wiecie o co chodzi. Na semestr zimowy miałam do napisania jeden kurs (do października), poprawić drugi (do połowy października) i przetłumaczyć z polski na angielski dwa (do końca listopada). Do tego oczywiście nauczam studentów online i caaaaały czas prowadzę „English with Maria”, no i jest rodzina...

Pamiętam, że był taki jeden piątek, w którym się już popłakałam. Wyglądał on tak:

* 5:00 – pobudka, piszę kurs,

* 07:30 – budzę dziecka, przytulam, robię śniadanie

* 08:30 -13:30 – zajęcia online ze studentami

* 13:45 – dobrze, że kupiłam te gotowe pierogi dwa dni temu, to jest obiad

* 14:00 – mam 30 minut spakować się na zajęć

* 14:50 – 18:30 – zajęcia English with Maria, sprzątanie sali, zabieram pizzę do domu

* 18:50 – dom, dobrze, że jest druga połowa -dziecko ogarnięte, rozbawione, prace odrobione, chwila dla wszystkich razem

* 20:30 – siadam z powrotem, bo są mejle i rachunki…

Nie powiem o której poszłam spać, bo nie wypada – i tak jest długo.. zostało mi masa rzeczy do zrobienia. Otworzyłam kalendarz i się załamałam – prace do sprawdzenia, nie mam zaplanowanych zajęć na przyszły tydzień, we wtorek koniec miesiąca, a połowa rachunków nie wystawionych.

Tak, jest we mnie perfekcjonistka – lubię mieć zrobione, poukładane, a jak nie jest to mnie to denerwuję. Zajęło mi baaardzo długo, żeby się do tego przyznać. Dalej uczę się, że jak się z czymś nie „wyrobiłam” to świat się nie zawali. Poprosiłam swojej kierownik o przesunięcie terminu końcowego, dodatkowe zajęcia ze studentami zaplanowałam w styczniu, a nie w listopadzie. Na mojej poczty e-mail ustawiam auto-responder - w takich napiętych dniach i odpowiadam tylko na naprawdę pilne sprawy. Rozpisałam priorytety na kolorowych karteczkach i zaplanowałam ponownie następny tydzień. Wiedziałam, że dla zdrowia fizycznego i psychicznego nie mogłam pracować w weekend. Musiałam odpocząć, musiałam być razem w moim dzieckiem. Kula ziemska się nie zatrzymała, dziecko było szczęśliwe, ja też. Odpoczęłam i wróciłam nowymi siłami w poniedziałek do swojego kolorowego kalendarza.

A wieczorami odkryłam jogę dla nauczycieli – joga z ćwiczeniami na plecy i życie jest ciut lepsze. 


I tak to było....