Tuesday, 27 October 2020

 Dzień dobry,

Pisanie idzie mi z oporem – dużo się dzieje i nie umiem sobie nałożyć samodyscyplinę co do codziennego rytuału pisania. Ale o tym innym razem.

A dziś krótko o potrzeby „normalności”

Rok temu, o tej porze miałam dokładny plan działania związany z tak ważnego dla krajów anglojęzycznych święto Halloween. Nie będę wchodzić w dyskurs społeczno-polityczny, uczę języka, a język uczy się też poznając kultury kraju/ krajów.

W tym roku – niby pamiętałam, ale dzielnie śledzę rozporządzenia, piszę mail-e do słuchaczy i ich rodziców o sposobach w jakich zabezpieczamy sale, siebie 😷, uczę moich studentów zdalnie, tłumaczę kursy e-learningowe, martwię się tym co się dzieje ostatnimi dniami, bo mam córkę ⚡i w końcu kompletnie zapomniałam…. Aż do wczoraj kiedy ktoś mnie zapytał czy dzieci w piątek mogą się przebrać.

I wiecie co, najpierw totalnie zgłupiałam o co chodzi…. Potem..... potem pomyślałam sobie jak bardzo dzieci i my dorośli potrzebujemy namiastkę tego co było, to co było przed – spokoju, chęci do zabawy i do wygłupów.

Kilka godzin później dzieci, które są moimi słuchaczami od kilku lat, w różnych grupach, opowiadali nowszym kolegom co się działo w poprzednich lat. Więc urosły mi skrzydła! 

Oczywiście, że Święto Dyni się odbędzie! 🎃🎈🎉

Saturday, 30 May 2020

Uczenie się w czasach zarazy, część 1


Dzień dobry,

 Ostatnimi dniami mam refleksję plusów i minusów edukacji oraz pracy zdalnej, a najbardziej samodzielności dzieci. Nie chodzi mi tylko o samodzielności w życiu, ale też cyfrowej i tej dotyczącej nauki.  

Przypomina mi się pewien obrazek gdzie jedna mama pyta drugiej „Jak to jest, że Pani dziecko jest takie samodzielne?”, a tamta odpowiada „Pozwalam na to”.



Tak to jest z tą samodzielnością. Dzieci same ją ćwiczą, tylko trzeba im pozwolić. I zanim przejdę dalej, chciałabym podkreślić, że zawsze uważałam, że nie jestem jedna z ‘tych’ matek co dają dzieciom bawić się nożami, gorącą patelnią, targać się w błocie. Moje dziecko (lat prawie 8) nie bardzo umie wiązać sznurówki choć pomoc do nauki wiązania jest i raz w miesiącu próbuje ją namówić do spróbowania, ale ona mówi, że nie dziś, a ja nie nalegam. Widocznie nie ma jeszcze takiej potrzeby. Co to znaczy?

Bardzo wierzę w potrzebę i samoświadomość tego co dla dziecka ważne. Inny przykład - przez lat nie nauczyła się jeździć na rowerze. Próbowaliśmy wszystkiego. Nawet dziadek próbował - przecież dwójki dzieci swoich już nauczył. I nic! Nigdy nie robiliśmy jakieś afery z tego, zawsze mówiliśmy spróbujemy ponownie jutro. Dopiero na jesieni zaparła się, że ona musi – nie wiem dlaczego musiała, ale tak czuła. I mamy rowerzysta w domu. Nauczyła się w jedno popołudnie. Sama!

Ale wracając do meritum – samodzielność. Co to jest dla mnie? Pozwolić dziecko, żeby samo próbowało będąc obok. Bardzo lubię ten etap w rozwoju, kiedy dzieci mówią "Ja! Sama!". To jest właśnie ten moment, który trzeba chwycić i dalej pielęgnować. Bo tak naprawdę dzieci nam mówią:


1. Wiem, że sam(a) sobie poradzę.

2. Wiem, że jeżeli nie do końca dam rady, to ty (mamo, tato) mi pomożesz.


I to są tylko i aż dwa punkty, które zawierają tyle prawdy. Ja tu widzę wiarę w siebie, samoświadomość, ale też wspierającego rodzica, który jest i wiadomo, że można na nim(nią) polegać.


Następnym razem napisze o planowaniu. Zajrzyjcie do mnie w sobotę.

Thursday, 16 April 2020

o edukacji zdalnej

Dzień dobry,

Miało być za miesiąc i miało być o dorosłych – a życie swoim  torem postawiło nas w zupełnie nowej sytuacji. 

Zatem będzie o jednym z moich ulubionych tematów: o e-learningu, tj. nauczaniem zdalnym. Ale będzie to bardziej osobiste wyznanie niż wykład z metodyki nauczanie. 

Na początek kilka słów o teorii. Ogólnie nauczanie zdalnie dzielimy na synchroniczne i asynchroniczne. Synchroniczne to są wszelkiego rodzaju zajęć odbywających się w czasie rzeczywistym dla wszystkich uczestników jednej grupie. Innymi słowy są to te zajęcia, które większość dzieci ma w szkole albo w English with Maria.
Asynchroniczne nauczanie zdalne – to wszelkie zadania na platformach do nauczania zdalnego, które uczestnicy zajęć robią o dowolniej porze, własnym tempem pracy często w przedziale czasowym narzuconym przez nauczyciela. Ta forma przekazu może być uzupełnieniem zajęć synchronicznych, ale nie musi. Istnieje też samodzielnie jako jedyny środek do nauczania. Takie właśnie kursy powstają w tej chwili dla Przedszkole Tumirai, Przedszkole i Szkoła „Przystań Montessori”.

A teraz bardziej osobista refleksja

Szybkość reakcji
O tym że coś się dzieje mówiło się od kilku dni. Ale dopiero przed godziną 21 we wtorek 10 marca przyszła informacja, że od jutra zajęcia na uczelni są zawieszone. W środę 11 marca poprowadziłam ostatnie zajęcia w klasie i szybko wykupiłam abonament na jednej z platform do nauczania synchronicznego.  Nie miałam ani cienia wątpliwości, że właśnie tak powinnam zrobić i realizować dalej kalendarium i plan zajęć w English with Maria.

„Ooo, ale fajnie, że Ci się tak udało”
Tak właśnie usłyszałam od znajomej koleżanki po fachu… Nie, nie udało mi się. Na tej akurat platformie pracuję już 8 lat i znam ją bardzo dobrze. Zapewne w tym czasie wyszło miliard innych, ale tu w jednym miejscu mam wszystko i mogę to sprawnie obsługiwać. 
Nie, nie udało mi się. Edukacją zdalną zajmuję się już tak długo, że moje zainteresowanie za chwilę mogłoby w wyborach głosować :)
Nie, nie udało mi się. Wszyscy uczestnicy moich kursów się do tego dołożyli. Zarówno uczestnicy dorośli jak i rodzice dzieci, nawet te 2-letnia. Bez ich chęci, nic z tego by nie wyszło.😍

„Czy to jest trudne?”
Hm, nie jest łatwe. O wiele łatwiej jest mi zabrać książki, płytę, gry, wydrukować plansze i iść na zajęcia – i nie ważne czy uczę dorosłych czy dzieci. Widzę co piszą, widzę ich miny, mowa ciała – czy się denerwują, czy rozumieją, czy nie jest za łatwo. 
Teraz muszę trzy razy pomyśleć czy na pewno da się aktywności przełożyć i jak. A w dodatku jak utrzymać uwagę. 
Przyznaję pierwsze 3 tygodnie przekładanie zajęć w trybie zdalnym synchronicznym to było wielkie wyzwanie. 

„A jak się ubierasz?”
Wiem, że taki post napisałam na Facebooku prawie od razu po zawieszeniu zajęć w szkołach. W dni powszechne mój dzień jest dniem pracy – wstaję, ubieram się, maluję się. Jedyna różnica to kapcie :)  (no ale umówmy się, to jest akurat ok). 
Czas, który za zwyczaj miałam na dojazd, teraz przeznaczam na inne poranne przyjemności. Nie ukrywam, ze nie jestem przyzwyczajona do siedzenia przed ekranem i moje plecy potrzebują rozciągania i rozgrzewki. 
Dalej mój dzień toczy się jak w pracy – zajęcia, przygotowanie, sprawdzanie. Jedyna różnica – i to wcale nie mała, że mogę zjeść wszystkie posiłki z rodziną 👪, wspieram córką w nauce. A propos nawet ustalałyśmy razem przerwy, żeby pobawić albo poprzytulać. 

„A nie chcesz wyjść?”
Ależ, oczywiście, że tak. Poszłabym tak sobie do kina, obejrzałabym sukienki w moim ulubionym sklepie, zjadłabym najlepszą pizzę w mieście...o no i pojechałabym tak do Kazimierza, żeby zjeść koguta i dobrych naleśników. 
Jednak zostaję w domu, wychodzę max 1x tydzień po zakupy, choć ostatnio udało mi się znaleźć super sklepik, który dowozi do domu. 🚚

„A asynchroniczne? Nic nie napisałaś.” 
Może napiszę kiedyś. English with Maria od 3 lat ma platformę e-learningową z kursami wspierającymi edukacją dorosłych oraz dodatkowe materiały dla moich 3-5 latków. 

Gdybyście mieli ochotę podłubać w tym temacie tu dwie moje rzeczy. Obie stare, ale nadal aktualne
* tu jest moje wystąpienie sprzed 8 lat „ Tajemnice szkoleń e-learningowych” (od 46 do ok. 01:20) Wiem długo mówiłam i w ciąży byłam, już bardzo widocznej. :) https://www.youtube.com/watch?v=7vs39eA9fyQ 
* „Edukacja w internecie. Nauczyciel nie jest wirtualny”: https://www.rp.pl/artykul/599226-Edukacja-w-Internecie---nauczyciel-nie-jest-wirtualny.html 

O czym za miesiąc? Sama jeszcze nie wiem, może jednak o dorosłych. 😉

Sunday, 23 February 2020

Dzień dobry,
Styczeń okazał się o wiele bardziej wymagającym organizacyjnie miesiącem, niż się spodziewałam. Dziękuję, że poczekaliście na kolejny wpis.

Tak jak obiecałam w poprzednim artykule, dziś napiszę o metodzie stacji.

Metoda stacji zadaniowych znana jest jeszcze jako metoda przystanków zadaniowych i podobno swoje korzenie ma w wychowaniu fizycznym. Metoda może być stosowana w nauczaniu większości przedmiotów i może przyjąć różne formy – praca indywidualna, w parach czy grupowa.

Organizacja zajęć tą metodą pozwala nauczycielowy włączyć w aktywnie w procesie nauczanie uczniów o różnych typach inteligencji oraz na różnym poziomu zaawansowania wiedzy. Co za tym idzie, metoda stacji ma pozytywny i motywujący wpływ, jeżeli chodzi o spostrzeganie i nauki danego przedmiotu.

Najważniejszy etap w organizacji zajęć metodą stacji to przygotowania – zaplanowania jakie aktywności, jakie umiejętności oraz jaki zakres wiedzy należy wykorzystać, żeby wykonać zadania.

Praca metodą stacji oznacza, że wszyscy uczestnicy rozpoczynają pracę razem. Dla tego stacji początkowych powinno być tyle ile uczestników/ grup przewidujemy. Przez ostanie dwa miesiące metodą stacji przeprowadziłam testy sprawdzający w moich grupach ze szkoły podstawowej (klasy 1-8).

Jakie są minusy?
Oczywiście przygotowanie testów zajęło mi o wiele więcej czasu niż po prostu wydrukowanie gotowca ze strony wydawnictwa. Ale za to dalej mam same plusy.

Czyli o plusach

Po pierwsze, jakie założenia ma nauczyciel wobec grupy – co jest dla uczniów łatwe, trudne, czy dla wszystkich to samo.

Po drugie stworzenia bardzo przemyślanego narzędzia testowego -co znajduję się na teście, jakie aktywności, poziom trudności.

Po trzecie warunki pracy podczas testu. Ci z Was, którzy regularnie mnie odwiedzają, wiedzą, że w sali żółtej stoliki są pośrodku ułożone w taki sposób, żeby ułatwiać komunikacji oraz współpracy. Podczas testu, raczej nam chodzi o ograniczenia komunikacji i współpracy, jeżeli oczywiście mam założenie, że test pisany jest indywidualnie. Każdy uczestnik kursu (niezależnie od wieku) ma tendencje porównania się – „Które masz już ćwiczenie? Uuuu, 2, a ja jestem na 4”. Zatem postanowiłam, że test nie koniecznie ma być przy stole.




Stacja początkowe układam w różnych miejscach w sali wraz z instrukcją, co należy zrobić w danym ćwiczeniu, ile czasu powinno zająć oraz co należy zrobić po wykonaniu tego ćwiczenia.  Takie instrukcje pozawalają na ciche przemieszczanie się między zadaniami. Stacje zbudowałam wokół umiejętności językowych rozumienie oraz pisanie. Mówienie było testowane standardowo. Jest też kilka stacji nieobowiązanych/ dodatkowych dla bardziej ambitnych uczestników.

Last but not least, przeprowadzenie testów metodą stacji okazało się mieć pozytywny wpływ na wyniki. Sam fakt możliwości poruszania się, siadania w dowolnej pozycji (nie koniecznie na krześle przy stole), doboru zadań od łatwych do trudnych z możliwością w każdej chwili przejścia do kolejnej stacji na sam początek był budujący. Udało mi się uniknąć komentarze „Ale dłuuugi ten test” :), bo w sumie nikt nie wiedział ile tam jest ćwiczeń. Prawdą jest, że każdy wykonał więcej niż zrobiłby standardowo.

Metoda stacji pobudziła ciekawość. Uczestników intrygowało co jest dalej, jakie zadania się tam kryją. A to z kolei powodowało, że koncentrowali się na wykonaniu obecnych zadań.

Ostatni punkt, jeżeli chodzi o samo sprawdzanie – to dla lektora żadna zmiana.

Jeżeli chodzi o samej metodzie – to podczas testu nie dołączyłam ostatnią stacją, jaką jest stacja kontrolna. Miejsce, w którym uczestnik sam sprawdza swojej pracy.

Zatem polecam metodą stacji nie tylko do prac projektowych.

Zapraszam na swój blog za miesiąc. Przygotuję artykuł o tym, jak uczą się dorośli.